Świątynia żywa

Rzymsko-katolicki kościół parafialny w Hodowicy służył mieszkańcom dwóch miejscowości: Hodowicy i Basiówki do 1946 roku, czyli do wymuszonego opuszczenia rodzinnej ziemi przez Polaków. W kwietniu tego roku transportem z Glinnej wyjechali niemal wszyscy, również ostatni proboszcz ks. Jarosław Chomicki, który – nie mając złudzeń co do sowieckich porządków – zabrał ze sobą cudowny obraz Matki Boskiej Hodowickiej.

Jeszcze do 1960 roku kościół służył ukraińskim mieszkańcom jako świątynia i, według licznych relacji, nie był w żadnym stopniu niszczony czy zaniedbywany. Jednak ostatecznie przedstawiciele władz obwodowych zażądali od mieszkańców wsi kluczy do kościoła. Z czasem świątynia bez gospodarza podupadła. W muzealnych magazynach zamknięto unikalną rzeźbiarską kompozycję ołtarzową Jana Jerzego Pinsla, przez kolejne lata wykradano obrazy i barokowe wyposażenie.

Dewastacji wnętrza dopełnił w 1974 wybuch we wnętrzu kościoła, który niszcząc blaszany dach bezpowrotnie zrujnował malowidła na sklepieniach: ponad ołtarzem wizerunek Boga Ojca, w krzyżu kościoła scenę wręczenia kluczy św. Piotrowi i na sklepieniu nawy imponujące przedstawienie Wszystkich Świętych.

Los kościoła Wszystkich Świętych, niszczejącego, pozbawionego dachu, znany był wszystkim: wysiedlonym Polakom pamiętającym jego piękno, ukraińskim mieszkańcom Hodowicy, modlącym się w nim przez powojenne lata oraz historykom sztuki, w licznych publikacjach opisujących kościół jako jeden najwspanialszych obiektów sakralnych Ziemi Lwowskiej.

Władze obwodu lwowskiego również wiedziały o podupadającym zabytku kultury z XVIII wieku i planowały nawet prace konserwatorskie. Jak wykazują dokumenty odnalezione w archiwum, plany renowacji, a później odbudowy, powstawały w latach 1961, 1974, 1990, 1994. Bywały nawet gromadzone materiały budowlane – niestety, poza inwentaryzacje i projekty na papierze zamiary te nie wykroczyły.